Dylematy inwestora: Inwestowanie w dobie koronawirusa
Wirus SARS-CoV-2 (od ang. Severe acute respiratory syndrome coronavirus 2) wywołał pandemię choroby układu oddechowego określanej jako COVID-19 (od ang. Coronavirus Disease 2019). Na równi z układem oddechowym wirus zaatakował gospodarkę. Kursy akcji poleciały w dół, fundusze znalazły się na skraju zapaści, a firmy zaczęły liczyć straty związane z przestojem. Wbrew pozorom to nie jest jednak zły czas na inwestowanie. Trzeba tylko uważniej dobierać inwestycje.
Kryzys związany z pandemią wszyscy odczujemy na własnej skórze. Coraz trudniej jest zarabiać, a wartość naszych aktywów dość istotnie spadła. Oczywiście, jak w każdym takim przypadku są tacy, co na kryzysie zarobią – producenci maseczek i środków czystości, wytwórcy makaronów, czy producenci gier i właściciele platform telewizyjnych – podczas kwarantanny liczba grających i oglądających wyraźnie rośnie. Zamknięte uczelnie oznaczają mniej najemców indywidualnych, a zamknięte galerie i biura mogą przełożyć się na spadek opłacalności najmu użytkowego. Inwestorzy coraz częściej skłaniają się ku walutom obcym lub kupują złoto. Muszą tylko wychwycić moment, kiedy trendy się odwrócą!
Cały czas warto też rozważać zakup nieruchomości. Można to zrobić tak jak przed pandemią, czyli w celach inwestycyjnych (z zamiarem odsprzedaży). W szczególności jeżeli jest to ziemia z dala od dużych skupisk ludzi…
Okazuje się, że SARS-CoV-2 może także zmienić zapatrywanie na zakup ziemi. Skoro bowiem wirus przenosi się drogą kropelkową, zagrożenie zarażeniem w metropolii jest znacznie większe niż w małych miejscowościach. Jest więc duża szansa, że osoby z kapitałem będą z większym zapałem szukać możliwości zamieszkania za miastem – na stałe lub częściowo. Wiele osób zamkniętych w miejskim mieszkaniu marzy obecnie o domku w głuszy, gdzie można by uciec i przeczekać trudne czasy z dala od tłumu tylko czyhającego, żeby zarazić… Praca zdalna jest możliwa niemal z każdego miejsca – wiadomo w mieście Internet jest szybszy, ale z dala od miasta też da się z niego korzystać. Z kolei w razie przestoju ekonomicznego pracodawcy, Internet nie jest potrzebny (chyba że do zabawy) i można odpocząć.
Z perspektywy Warszawy lub Gdańska naturalną lokalizacją takiej enklawy są Mazury. Teren o małym zaludnieniu, za to z coraz lepszą infrastrukturą i – co ważne – relatywnie blisko. Dlatego też można się spodziewać, że jak się uda coś wybronić przed niszczycielską siłą kryzysu, mieszkańcy tych miast (i nie tylko tych) będą realizować zakup działek w myśl zasady „Polak mądry po szkodzie”. Wiele osób będzie wcielać w życie swoją wizję domu z dala od ludzi, co napędzi rynek budowlany na Mazurach. Zanim jednak się pobudują – najpierw muszą kupić ziemię. I tu pojawia się ciekawa opcja inwestycyjna.
Większy popyt na działki powinien się przełożyć na wyższą cenę gruntu – jest to raczej „oczywista oczywistość”. Dodając do tego słabnącą złotówkę – prawdopodobieństwo straty na inwestycji gruntowej w dobrej lokalizacji jest obecnie praktycznie zerowe, tym bardziej, że ziemia jest jednym z tych aktywów, które są odporne na kryzysy (często nawet kryzys oznacza istotny wzrost ceny gruntu). Im szybciej zdecydujemy się na zakup, tym niższą cenę możemy uzyskać i albo taniej zrealizować marzenie o miejscu, gdzie będziemy mogli przeczekać kolejne epidemie i inne podobne sytuacje, albo zrealizować większy zysk przy sprzedaży gruntu tym, którzy chcą realizować swoje marzenia. Oczywiście warto zwrócić uwagę na lokalizację i otoczenie, a później odpowiednio zadbać o grunt, aby jeszcze bardzie przyspieszyć wzrost jego ceny. Olbrzymie doświadczenie na rynku oraz bogata oferta Rodzinnych Inwestycji powoduje, że warto się z nią zapoznać. Nawet jak się nic nie kupi, to przynajmniej zleci kolejnych kilka godzin kwarantanny!